Wszystkim dobrze znane cakepops w innej formie. Zrobione z buraczano-czekoladowych muffinów z malinami, mielonych migdałów i z twarożku. W połączeniu z nutella otrzymujemy smak, który uwiedzie Twoje kubki smakowe swoimi walorami i sprawia że sięgniesz po następną słodkość na patyku.
Cupcakes pops
przepis autorski
(30 sztuk)
200g ciasta(buraczano-czekoladowa muffina z malinami)
100g mielonych migdałów90g twarożku
60g nutelli
150g białej czekolady
1 łyżka oleju
2 razy zanurzony patyczek w zielonym barwniku w paście
30 sztuk małych cukierków
zamiast proponowanej muffiny – inne delikatne ciasto o wielu smakach
zamiast mielonych migdałów – mielone orzechy laskowe
zamiast twarożku – mascarpone
zamiast białej czekolady – lukier
zamiast zielonego barwnika – inny kolor (MUSI BYĆ KONIECZNIE W PAŚCIE)
Zmiksuj ciasto blenderem lub w malakserze, dodaj mielone migdały, nutellę, twarożek i zagnieć. Włóż do zamrażarki na 15 minut.
Uformuj z ciasta cupcakes takie jak na zdjęciu. (Najpierw uformuj kulkę, a następnie spłaszczaj dwoma palcami jej dolną część)
Wstaw do zamrażarki, na talerzu, na 15 minut.
Roztop czekoladę w kąpieli wodnej bądź w mikrofalówce, wymieszaj z olejem, podziel na dwie części i do jednej dodaj barwnik.
Przygotuj patyczki, mogą być te do szaszłyków, należy wtedy je skrócić.
Zanurz cupcakes z ciasta do połowy w białej czekoladzie, nadziej na zanurzony uprzednio w czekoladzie patyczek, odczekaj chwilę i następnie resztę zanurz w zielonym roztworze.
Na środek połóż cukierek.
Wbij na kawałek styropianu bądź połówkę pomarańczy. Powtarzaj czynność do skończenia składników, wstaw do lodówki na godzinę i gotowe!
Cupcakes pops świetnie się sprawdzą, jako prezent zapakowane w celofan i przewiązane wstążką.
Uroczo wyglądają (i smakują) podane na spotkaniu ze znajomymi wetknięte w połówkę pomarańczy lub ładnie przystrojony kawałek styropianu.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Koniec ferii!
Nie potrafię stwierdzić czy stęskniłam się za szkołą. Jeszcze niecałe 6 miesięcy i wakacje!
W styczniu lubię…:
- wyrabiać ciasto drożdżowe (zwłaszcza przy robieniu ensaimadas, na które przepis wkrótce). Cała złość wypływa i prócz wyrobienia ciasta można wyrobić mięśnie.
- ryż na mleku, który gościł na moim stole, co drugi dzień, każdy w innym wydaniu. Najlepszy ten, zrobiony z ryżu mlecznego.
- nocne kucharzenie (sałatka z kurczakiem i cynamonowy „sernik” na zimno z żurawiną na herbatnikach, w kuchni mojej babci)
- kucharkę, która wspaniale gotowała w pierwszym tygodniu ferii na obozie.
- Waniliowy sernik nakawowym spodzie, który jadłam kawałek po kawałku, aż mama powiedziała „zostaw coś dla nas!”.
- moją współpracę ze stroną MoonLightCoffee, dzięki której mój każdy dzień zaczynał się od pysznej, aromatycznej, mocnej kawy.
- moje pierwsze podejście do panettone, na które przepis podam kiedyś, jak go dopracuję. Gdyż ten, z którego korzystałam nie należy do najlepszych, a samych przepisów na tą babkę w sieci jest mało. Panettone robi się przez 8 godzin, dodając składniki, wyrabiając po 10 minut, aż wreszcie piekąc przez godzinę w piekarniku, 3 razy regulując temperaturę.
- kucharzenie z Agatą J., dzięki której powstał przepis na cupcakes pops, buraczano-czekoladowe muffiny z malinami i parę innych, które niedługo opublikuję. Dziękuję Ci za te kilkanaście godzin spędzonych tylko na tym, co kochamy robić!
- garnek, w którym zastygł syrop cytrynowy, po wyrobie skórki cytrynowej, którą spisałam na straty, a okazała się wyborna.
- jajka, które miały po 2 żółtka. Nie wiem, co mam o nich myśleć. Nie były złe w każdym bądź razie.
- patrzeć na przybywających obserwatorów i rosnące statystyki mojego bloga, dziekuję Wam!
Pozdrawiam,
Weronika