Część I (klik)
Tego samego dnia na drugie śniadanie docieram do BIGFOOT COFFEE SHOP (klik) na ulicy Ratajczaka 18. Zamawiam kanapkę z rustykalnego chleba z marynowanymi buraczkami, kozim serem, (które Eryk robi samodzielnie - fotograf, znany z poznańskich pocztówek (klik) i właściciel kawiarni, pochodzi z Seattle), miodowym indykiem, kiełkami rzodkiewki i chipsami paprykowymi obok na talerzu. Nie jadłam jeszcze nigdy nigdzie tak dobrej przekąski i to jeszcze z chipsami, na które sobie za często nie pozwalam, a w efekcie zapominam o ich istnieniu. Zostawiam wizytówkę, kupuję jedną pocztówkę i ruszam dalej okolicami rynku, docierając do Parku Wilsona.
W międzyczasie jem naleśniki w słynnym MANEKINIE, niestety pozostawię bez komentarza.
W efekcie mojej podróży piękno i magię Poznania stawiam na równi z Krakowem, a mój Wrocław daleko za nimi.
Pozdrawiam,
[muffinka.]
2 komentarze:
Przepiękne zdjęcia :)
piękne miejsca :)
Prześlij komentarz