original coffee by mamacoffee |
bakeshop |
grand cafe orient |
cafe slavia |
Praga,
przyjazd o godzinie 13.40, dowożą mnie na plac Wacława, jestem bez mapy, zaczynam gubić się w czeskiej stolicy. Cel numer 1 : Grand Cafe Orient na Ovocný trh 569/19, cały czas prosto i w którąś w lewo. Po kilkuset metrach skręcam, nie w tą ulicę, ale po jakimś czasie, dzięki uprzejmości ludzi, dostając po drodze kanapkę z hummusem, który jadłam pierwszy raz w życiu, docieram na miejsce. Czytałam, że zjem tam najlepszy w Pradze strudel z jabłkami, lodami, bitą śmietaną i sosem karmelowym. Zamawiam do tego cappuccino, ponieważ nie wiedzieli, co to flat white. A szkoda. Zauważam na każdym stole popielniczki, myślę sobie czyżby można było tu palić? Kelner potwierdził moje przypuszczenia i odpalił mi papierosa, po zjedzeniu ciasta oczywiście, które miało ciekawą strukturę, delikatne cynamonowe wnętrze, idealnie łączyło się z roztapiającymi się powoli lodami, bitą śmietaną i karmelem. Baristy najlepszego niestety nie mieli, wzorków na wierzchu nie wymagałam, ale dobrze spienionego mleka. W Czechach podaje się kawę z wodą, na srebrej, małej tacy.
Palę więc papierosa notując w świeżo kupionym zeszycie moje ostatnie 2,5 miesiąca. Praga była na to dobrym miejscem i w końcu nic mnie nie goniło, mogłam spokojnie spojrzeć wstecz. Krótka pogawędka z kelnerem, płacę i ruszam dalej. Cel numer 2: Bakeshop na Kozi 1. Wytłumaczono mi jak tam dotrzeć, lecz niestety moja orientacja w terenie, pomimo jednego obozu harcerskiego, zawiodła, co nie oznacza, że się poddałam!
Przez przypadek, błądząc, znajduję się na rynku, gdzie zaczepia mnie jakiś dziwny pan przebrany za jeszcze bardziej dziwne zwierzę. Zaglądam do kilku miejsc, gdzie tylko widzę cokolwiek z Franzem Kafką, bo przecież kawiarnia, w której pracuję ma nazwę od niego - Franz Kawka.
Na mapie widzę, że cel znajduje się na przeciwko James Dean cafe. Nie mam ochoty nic jeść, kupuję tylko walnut sourdough roll - mały chlebek z orzechami włoskimi, robię zdjecia i kieruję się celu numer 3: Cafe Slavia na Národní 1012/2, gdzie docieram po 2 godzinach, robiąc zbędne kilometry, myląc mosty, które zaowocowały ciekawymi zdjęciami. Tam spotykam się już z moim tatą, zamawiamy typowe dania dla czeskiej kuchni. Dla mnie szyja wieprzowa z ziemniaczanym plackiem i białą kapustą, która okazuje się być smażoną kiszoną. Dla taty gulasz wołowy z knedlickami. Pytam się kelnera, co jadał tu Franz Kafka, bo to miejsce, w którym za życia przesiadywał, niestety nie wie i każe mi sprawdzić w internecie.
Cel numer 4: Original Coffee by Mamacoffee na Betlémská 12. Pierwszy raz dochodzę do kawiarni bez błądzenia. Surowy wystrój, lawenda na stoliku, ciasta i kawa. Minimalizm w idealnej formie. Dziwi mnie flat white podany w szklance, pytam baristy dlaczego nie w filiżance. Okazało się, że nie wiedziałam, że flat white wymyślili anglicy i podają ten rodzaj kawy w taki sposób.
20:40 autobus powrotny. Powoli zmierzam ku dworcowi, okrężną drogą, zupełnie przypadkowo, dostając po drodze za darmo do degustacji kiełbasy, jakich dotąd nie miałam okazji spróbować. Z buffallo, z sarny, z jelenia i z bambi - co zasmuciło mnie odrobinę, powracając myślami do dzieciństwa. Wniosek po zjedzeniu? Wolę jednak naszą kiełbasę, a z udziwnień kiełbasę ze strusia.
W markecie kupuję cydr z hasłem : CIDER YOUR LIFE, pistacjowy budyń i kilka innych czeskich produktów.
Miałam jeszcze kilka miłych albo dziwnych sytuacji, ciekawe co wydarzy się dziś i jutro w Berlinie, do którego właśnie zmierzam gdy to czytasz.
A między zmienianiem granic polsko-czeskich i polsko-niemieckich, zaczynam się zastanawiać czy sobie jakichś granic nie wyznaczyć. Doświadczyłam ostatnio potencjalnego szczęścia, dzięki któremu każda część mojego ciała się uśmiecha. Chciałabym je zatrzymać w garści, ale wiadomo, że to niemożliwe, bo każde szczęście potrafi latać i może znów zniknąć.
Pozdrawiam,
[muffinka.]
4 komentarze:
Piękne zdjęcia!
Za 24 godziny też będę w Pradze :)
To musiało być cudowne przeżycie :)
Cudowne wspomnienia: )
Bardzo ładne zdjęcia;]
Prześlij komentarz