poniedziałek, 23 czerwca 2014

25 h w Berlinie - Salumeria Rosa i Primark.







 
Jeśli kawa to espresso,
jeśli facet to nie na długo,
jeśli zakochanie to tak, żebym nie wiedziała,
jeśli miłość to tylko w bajkach dla dzieci,
jeśli Berlin to Primark... opisywać tego nie będę. Z efektu 6 godzinnych zakupów jestem zadowolona, z przebiegu ani trochę.
 
Po 18.00 docieram do Berlina, z ponad godzinnym opóźnieniem, wyjmuję mapę i powoli zmierzam do hotelu, mając w planach zahaczyć i jakąś knajpkę. Zachęca mnie Salumeria Rosa, włoska restauracja, napisem "domowe makarony", po niemiecku oczywiście. Zamawiam tagiatelle z pesto, suszonymi pomidorami i orzeszkami pinii.
Dawno nie jadłam tak dobrej pasty. Jedyne co miałam im do zarzucenia to niepodgrzane talerze, przez co makaron szybciej wystygł, a ja jem bardzo powoli - slow food :)
Następnie, tradycyjnie, zamówiłam espresso. W Niemczech trzeba się upomnieć o wodę do tego rodzaju kawy, piłam je w trzech miejscach i nigdzie nie dostałam jej od razu. Polubiłam to. Przecież nie można lubić kawy i nie pić espresso! Musi być tylko odpowiednio zaparzone i podane.
Wieczorem zwiedzam okolice hotelu, niestety nie ląduję w centrum, następnego dnia również. Ledwo zdążam na autobus, kupuję w automacie mix mini żelków haribo, wsiadam, podjadam i zasypiam, dojeżdżam i jak na razie więcej podróży nie planuję, a już na pewno nie do Berlina.

 


Pozdrawiam,
[muffinka.]

2 komentarze:

Unknown pisze...

Oj jak ja bym chętnie poszła do Primarka :)

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...