Dziś bezprzepisowo, nie będę się tłumaczyć.
Są takie dni, kiedy miód w herbacie nie smakuje tak dobrze i kojąco, jak zawsze; dni, podczas których zmuszamy się do uśmiechu, a potem przez mokrą mgłę szukamy chusteczki; dni, gdy na miód i cytrynę się nie zasługuje; dni, kiedy się aż nie wierzy w to, ile magicznych osób ma się w okół siebie; dni, kiedy się nie ma ochoty na żadne latte czy inne smakołyki przywołujące zdarzenia utkwione tak głęboko w pamięci; dni, kiedy potrzebuje się czyjejś bliskości, kogoś kto nas przytuli i posmuta sobie razem z nami; dni, kiedy głos oddalony o ponad 500 kilometrów potrafi podnieść do góry kąciki ust o kilka stopni; dni, gdy ochota na rozbijanie skorupki na creme brulee przechodzi moje pojęcie; dni potrzebujące swetrów z długimi rękawami i grubych skarpet; dni, gdy wspomnienia mną miotają; dni, które chcą się schować pod kocem, zamieść problemy pod dywan, ale nie chcą się skończyć; są dni, kiedy chwytam się cieniutkiej niteczki pewności, że to minie, to minie.
Jestem niedokończonym domem na środku pola.
Z komórkowego notatnika:
W chwilach takich jak ta rodzi się na nowo moja miłość do czerwono-żółto-pomarańczowej jesieni. Gdy słońce wschodzi przed 8:00, wyglądam przez brudną szybę autobusu, ono mnie ciągle zachwyca. Mgła unosi się nad polami, lekko pomarańczowa, jest w promieniach między drzewami, które jakby lewitują nad ziemia. Gdybym nie jechała z taką prędkością, mogłabym się pokusić o zamknięcie widoku a pamięci aparatu. Pola kukurydzy, oszronione błyszczą od blasku już mniej łososiowej kuli. Uśmiecham się, wiem, ze moja A. też się uśmiecha pijąc herbatę z kubka w białe groszki, a ja patrzę i nie mogę się nadziwić. Świat jest piękny, zawsze, może zachwyciłby mnie mniej gdyby było szaro, ale i burość ma swój urok. Spójrzmy pozytywnie i przyklejmy sobie sami uśmiech! Wymiękam na widok sarenki skaczącej w tej scenerii. Ptaki obok siebie na słupach wysokiego napięcia to kolejna magia i zarazem zagadka. A jak zobaczyłam balon, zrobiło się trochę szaro, on był różowy, to zachichotałam w duszy. Lubię też jak miasto tonie we mgle. Wchłania drzewa i horyzonty ulic. A w tramwajach moje miejsce jest na końcu drugiego wagonu, bardzo rzadko mnie goszczą. Krople mżawki na pajęczynie zawieszonej na starym płocie. Wiecie dlaczego warto jest cierpliwym i czekać? Bo wtedy nasze wyczekane, nawet niespodziewane, coś, daje więcej radości. I chodzę po dywanach ciepłożółtych, które szeleszczą tak samo z każdym krokiem. Mgła wchłania Wrocław cały dzień. Zaglądam, dreptając do domu, rower tymczasowo niesprawny, do lawendowej piwnicy i oglądam cudowności, jakich me oczy nie widziały. Mijam smutne twarze nie wyrażające pozytywnych uczyć. To przykre, ze nie potrafimy się do siebie uśmiechnąć. Każdy dzień, aż woła by pociągać za spust aparatu, to ten został w domu. Mógł o sobie dać znać wcześniej.
Dziękuję wytrwałym do końca :) !
Pozdrawiam,
muffinka
PS Są dni, gdzie coś wisi w powietrzu, a gdy spada jesteśmy w miarę przygotowani.
8 komentarzy:
Świetny post ♥
Uwielbiam takie refleksyjne wpisy <3
Ζaԁаwanie pytań to rzеczyωiście przyϳemna rzecz,
jeśli niе rozumіejąc tego zuрełnie mаsz taκą możliwość.
Oprócz tego tеn tekst jеst trаśnіęty wystarczająco profesjonalnie.
Gгаtuluϳę! BTW ϳak się z Tobą kontaktować?
Feel free to surf my page - czarownik iwanow
Weroniko, zdanie w PSie - jedno z najprawdziwszych jakie w życiu czytałam...
smutny ten post, w ogóle wszyscy smucą ostatnio, ale masz powody z tego co mi ptaszki ćwierkały. Dobrze myśleć, że minie, bo to najpewniejsza z nici - minie. I ta deszczowa ciemna jesień też minie. Ściskam!
Wytrwałam, bo lubię mgłę :) i Wrocław :)
Twój post dziś idealnie pasuje też do moich uczuć.
Pozdrawiam.
Zdjęcia śliczne, tylko ten piesek taki smutny za kratkami.
Jutro zaklejam kopertę i ślę.
:)
Uśmiechanie się jesienią czasem bywa nieco bardziej skomplikowane:)
Prześlij komentarz